Prezydent USA Barack Obama zapowiedział głębokie reformy
mające uchronić obywateli amerykańskich przed nadmierną inwigilacją ich życia.
Trudności mogą pojawić się w Kongresie. Republikanie już się ostro sprzeciwiają
argumentując swoje poglądy potrzebą ochrony życia ludzi przed terroryzmem. - To wielka porażka Obamy - mówi Peter King o
planach głowy państwa.
Wszystkie podsłuchy
prezydenta
Prezydent USA Barack Obama powiedział, że Ameryka nie jest
zainteresowana szpiegowaniem swoich obywateli i zapowiedział odtajnienie
działań National Security Agency „na tyle, ile to możliwe”. Chodzi o
modyfikację sekcji 215 antyterrorystycznej ustawy Patriot Act regulującej
gromadzenie tzw. "metadanych", takich jak połączenia telefoniczne.
Opowiedział się również za uruchomieniem odpowiedniej strony
internetowej, na której będzie można przeczytać o obecnie trwających
działaniach wywiadowczych. Dodatkowo, niezależni eksperci mieliby kontrolować
działania NSA, które nie skomentowało propozycji prezydenta. Pytaniem
pozostaje, kto i co kryje się za określeniem "niezależni eksperci".
Amerykańskie media z kolei doceniły wprawdzie słowa Obamy o "otwartości i przejrzystości", ale jednocześnie dały wyraźne ostrzeżenie
uznając przegląd połączeń telefonicznych obywateli i wymianę maili za
proceder, który powinien przestać istnieć.
"To wielka porażka
Obamy"
Prezydent USA może napotkać jednak trudności w przeforsowaniu swojej
oferty w Kongresie. Republikanin Peter King wydał oświadczenie ostro broniąc
programu nadzoru. Plany reform Obamy określił
mianem "wielkiej porażki w zakresie prezydenckiego przywództwa i
odpowiedzialności".
Brendan Buck, rzecznik spikera Izby Reprezentantów Johna
Boehnera powiedział z kolei, że republikanie liczą, że Biały Dom obieca, że
reformy nie naruszają programów chroniących przed terroryzmem. Skrytykował też
za niedostatecznie wyjaśnianie rządowego programu zbierania danych. - Naszym
priorytetem powinno być nadal ratowanie życia amerykańskich obywateli, nie twarzy
Ameryki – powiedział Buck.
Chodzi też m. in. o niedawne zachowanie dyplomatów kilku
krajów wchodzących w skład Unii Europejskie, którzy wyrazili sprzeciw wobec
praktyk NSA i zażądało od USA wyjaśnień.
Amerykanie oświadczyli, że co najmniej siedem krajów, w tym
te oburzające się na podsłuchy, zgodziło się na mocy umów międzynarodowych na
przekazywanie Amerykanom informacji na temat telefonicznej i internetowej
aktywności osób przebywających na ich terytorium.
Takie umowy posiadają Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania,
Holandia i Dania, Na mocy tych przepisów na życzenie NSA miały być przekazywane
informacje o obywatelach, w tym dane na temat wykorzystania telefonów
komórkowych i ich internetowej działalności.
Wcześniej wydało się, że współpracę z NSA podjął też wywiad Wielkiej
Brytanii. Te siedem krajów stanowi
niemal 70 proc. populacji UE.
- Wzajemne zainteresowanie państw swoimi działaniami to
rzecz naturalna, ale jeśli przekracza to pewne granice, wówczas jest to
naganne. Obama najwyraźniej szuka równowagi – ocenił Andrzej Jonas, redaktor
naczelny "The Warsaw Voice" w programie "To Był Tydzień Na Świecie" na antenie
Polsat News. Chodzi o znalezienie złotego środka między zapewnieniem
bezpieczeństwa międzynarodowego a przestrzeganiem praw człowieka.
Snowden może liczyć
na poparcie milionów
Tymczasem z najnowszych badań opinii publicznej
przeprowadzonych przez Quinnipiac University wynika, że Edwarda Snowdena
popiera ponad ok. 55 proc. Amerykanów.
Warto jednak podkreślić, że ankietę przeprowadzono zanim byłemu
pracownikowi NSA przyznano azyl w Rosji.
Mimo to, zdaniem ekspertów, nie może on wrócić do USA. Azyl
rosyjski dla najpopularniejszego obecnie whistleblowera rozsierdził
administrację Obamy, który nie może tworzyć fundamentów powrotu poszukiwanego
do USA, ponieważ pokazałby słabość poprzez niekonsekwencję swoich posunięć.
"Wróciła mentalność
czasów zimnej wojny"
Działania Snowdena bez wątpienia wpłynęły na stosunki
amerykańsko-rosyjskie. Prezydent Obama zapowiedział, że nie przyjedzie do Rosji
na spotkanie dwustronne. Biały Dom
ogłosił, że decyzja o przyznaniu azylu byłemu współpracownikowi amerykańskich
służb wywiadowczych "pogłębiła napięcia, które istniały już wcześniej między
obu państwami".
W oficjalnej depeszy napisano, że sprawa Snowdena miała wprawdzie
zasadniczy wpływ na odwołanie rozmów, ale jednocześnie Rosja nie poczyniła "postępu w relacjach dwustronnych", m.in. w kwestiach obrony przeciwrakietowej
czy praw człowieka. Z tego powodu -jak podkreślono - spotkanie prezydentów nie
byłoby konstruktywne.
W wywiadzie dla "The Tonight Show", Obama dał niezwykle szczerą
ocenę jego relacji
z Putinem mówiąc, że jest "rozczarowany" faktem, że Rosja nie oddała Amerykanom Snowdena. – Wróciła
mentalność zimnej wojny - powiedział prezydent USA.
Człowiek-maska
Opinię publiczną intryguje jednak postawa prezydenta Rosji.
Zademonstrował on wolę wejścia w rolę supermocarstwa. Dał sygnał, że nikt nie
będzie za nich decydował, co mają zrobić na międzynarodowej szachownicy. Co
ciekawe, Putin nie skomentował decyzji Obamy, przyjął bowiem rolę
majestatycznie milczącego obserwatora.
Jednocześnie prezydent Obama zaprzeczył kategorycznie
medialnym doniesieniom jakoby jego decyzją amerykańscy sportowcy mieli
zbojkotować Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2014 w Soczi.
Czas na drugą odsłonę zimnej wojny? Dowiemy się tego na pewno w przeciągu najbliższych kilku miesięcy. Z jednej strony, Barack Obama swoim zachowaniem sam wywiera presję na siebie. Czeka wprawdzie na ruch ze strony Władimira Putina, ale z tej perspektywy czas działa na jego niekorzyść, gdyż nie będzie chciał być widziany jako głowa supermocarstwa, które jest w stanie dyplomatycznej inercji.
Z drugiej strony, przedstawił swoje plany i odbił piłeczkę w stronę Rosji. Teraz to Putin musi zaniechać milczenia i odsłonić karty. Z tego punktu widzenia to Obama wychodzi z pojedynku zwycięsko. Jedno jest pewne. Mimo że stosunki amerykańsko-rosyjskie nigdy nie należały do najlepszych, teraz sytuacja jest najpoważniejsza od lat
.
Strategiczne lotnisko
- Iljanowsk
Ta decyzja może okazać się ostatecznie błędna patrząc na
konsekwencje. USA nie mają czego zaoferować Rosji - żadnych korzyści
politycznych czy strategicznych. To Amerykanie potrzebują Rosji, a nie Rosja
Ameryki. Od marca 2012 NATO wykorzystuje bowiem lotnisko w Iljanowsku jako
główny punkt przerzutowy żołnierzy i sprzętu do Afganistanu. Mimo że miejscowym
się to nie podoba, Putin zgodził się na międzylądowania, ale przecież w każdej
chwili może się z tego wycofać.
Irański program
atomowy
Bez Rosji Zachód nie będzie potrafił zmusić Iran do
rezygnacji z programu jądrowego. Co więcej, rosyjskie firmy Rosatom i
Atomenergoprom zbudowały przecież irańskie reaktory, a rosyjskie kopalnie
dostarczają im uranu. Moskwa bowiem broni zatem prawa Teheranu do
wykorzystywania energii jądrowej w celach pokojowych.
Strategiczny teren
Rosji w Syrii
Mając na uwadze fakt, że Rosja jest najważniejszym sojusznikiem
Syrii od 1956 roku, a ta jest jednym z największych importerów rosyjskiej broni,
upadek prezydenta Baszara al-Asada oznaczałoby utratę przez Rosjan bazy
marynarki wojennej w Tartusie. Ponadto, państwo Putina eksportuje też towary do
Syrii warte 1,1 mld dolarów, zawiera kontrakty zbrojeniowe na kwotę 4 mld "baksów",
a inwestycje są warte 20 mld dolarów. Jakby tego było mało, dotychczas w kraju
ze stolicą w Damaszku, firma Stroitransgaz zainwestowała 1,1 mld dolarów na
poszukiwanie ropy - inna firma Tatneft
chce wyłożyć kolejne 12 mld "zielonych".
Polska karta
W
czasie kampanii w trakcie ostatniej fazy okresu wyborów prezydenckich w
USA, kandydat republikanów Mitt Romney w trakcie wizyty w kraju nad
Wisłą zarzucił Obamie, że "zapomniał o Polsce i Czechach". Teraz być
może będzie musiał sobie przypomnieć pod naporem członków Partii
Republikańskiej, którzy przekonują, że w odwecie za Snowdena, prezydent
powinien ponownie przeanalizować i przemyśleć kwestię rozmieszczenia
tarczy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej, która ostatecznie
wylądowała w Turcji.
To właśnie polska karta obok
potencjalnego bojkotu igrzysk w Soczi, które są oczkiem w głowie Putina,
mogą stanowić antidotum na impas w stosunkach amerykańsko-rosyjskich.
Można je obecnie porównać do nieaktywnego wulkanu albo góry śniegu
mogącej zamienić się w lawinę. Wszystko przez jeden krzyk i to zaledwie
jednego człowieka - Edwarda Snowdena.